Trwa nagonka na Kurskiego, bo podobno jego syn to pedofil. TVP wyemitowało nawet specjalny film:
1. Prokuratura kombinuje jak koń pod górę, by umorzyć sprawę, nawet jak chodzi o kradzież roweru. Wie to każdy kto zgłaszał sprawę w prokuraturze. Więc wątpię, że było jakieś specjalne ukręcanie sprawy, bo "był Kurski".
2. Prokuratorem generalnym był wtedy Ziobro, który miał konflikt z Kurskim. Więc mało prawdopodobne, by ktoś chciał ukręcić sprawę "bo Kurski".
3. W tej sprawie jest słowo przeciw słowu.
4. Dziewczyna "przypomniała" sobie o sprawie kilka lat po gwałtach, więc nie ma dowodów w postaci spermy. Czym dawniejsze zgłoszenie sprawy tym gorzej udowodnić, bo dowody się zacierają. Tak samo zaciera się pamięć świadków.
5. Najpierw dziewczyna mówiła o obmacywaniu i symulacji stosunków, a po kilku latach mówi, że gwałcił ją we wszystkie otwory. Taka zmiana zeznań wskazuje zwykle na fantazjowanie. Oczywiście mogła się po prostu wstydzić wyznania całej prawdy.
6. Dziewczyna niby była gwałcona przez kilka lat w tym samy mieszkaniu co przebywali jej rodzice i żaden z rodziców się nie zorientował. Brzmi to mało prawdopodobnie, chociaż oczywiście jest możliwe.
7. To mogło być zgłoszone z zemsty, bo Kuski zwolnił ojca dziewczyny.
Czy syn Kurskiego zgwałcił kogoś? Być może, ale raczej teraz się nie dowiemy prawdy po tylu latach.
Być może trzeba zmienić procedury. Jak prokuratura dostanie zgłoszenie gwałtu to powinna to przekazać to sądu, nawet jak jest słowo przeciw słowu. I niech sąd decyduje. Podejrzany gwałciciel powinien być wpisany na policyjną listę, i jak zgłosi się inna ofiara to sprawy powinny być łączone. Wtedy będą dwa słowa przeciw jednemu. Być może podejrzany z tej listy, powinien dzień wcześniej zgłaszać na policji, z kim chce odbyć stosunek. Jak zapomni zgłosić to byłoby to taktowane jak gwałt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz